poniedziałek, 15 maja 2017

Warto wstać wcześniej

Żeby zobaczyć słońce, gramolące się zza drzew ... ,



żeby zobaczyć księżyc, łypiący coraz bladziej ...


Żeby zobaczyć, co u koni, zwłaszcza, że wczoraj przybyły na przechowanie, konik polski i szetland  (dziewczyna, czyli chyba szetlandka ? ). Trzeba sprawdzić jak sobie radzą i czy nie wygnały Dużych do lasu, żeby zaanektować wiaty i pastwiska na wyłączność.







Kucyk wczoraj był śnieżnobiały...


Wreszcie, wstaje się, żeby trochę się spokojnie powłóczyć i popatrzyć na śpiący dom.










Kończę już i ruszam do pracy, jest prawie 7 a jak wiadomo rolnik śpi a w polu mu rośnie : )


środa, 3 maja 2017

Śniadanie na trawie








Poranne pastwiskowe widoczki. Przed karmieniem owsem, trzeba chwilkę z końmi pogadać.
Można nawet na moment przycupnąć na Kasztanie, bardzo wygodnie i ciepło:

poniedziałek, 1 maja 2017

Drabina do nieba


         Tak wczoraj rano było w okolicach Bolesławca, lazurowo. Potem napłynęły chmury
Dlaczego wciąż próbuję, nie ustaję, zmieniam. Dlatego, że nie lubię słowa: niemożliwe i stwierdzenia: nie da się. A może dlatego, że jeżdżę konno i wiem, że po każdym upadku wsiada się z powrotem.
Wsiadam nieustająco.
Będąc dzieckiem niewątpliwie miastowym zawsze marzyłam o kawałku ziemi. Zazdrościłam koleżankom babć na wsi i wakacyjnych wyjazdów  do nich. Nie mogę narzekać, wyjeżdżaliśmy głównie na Podhale i tamtejsze dzieci pozwalały mi pasać z nimi krowy. Nie byłabym sobą gdybym na tych krowach nie próbowała jeździć, aż któraś o włos nie wbiła mi rogów w udo. Poza tym były potwornie kościste.
           Będąc już dorosłą, zbudowałam dom pod Krakowem, ale ziemi nie mogłam dokupić, była i jest o wiele za droga, liczona na drogocenne ary. Potem, by ocalić resztkę pieniędzy kupiłam ruinkę w Hiszpanii. Zapewniła mi rok przygód wśród miejscowych majstrów, między domem a plażą. W potwornym upale (który, jeśli odważyłam się wyjść z domu , w czasie, kiedy miejscowi czaili się w mroku za zamkniętymi okiennicami), próbował mnie przygwoździć do ziemi i wysuszyć na wiór. I w zimnie, które dopadało w wynajętym domu, nie do ogrzania. Gdzie przed obudzeniem dzieci do szkoły ogrzewałam im garderobę na gazowym piecyku. Potem można było posiedzieć w słońcu i odtajać. W ciągu hiszpańskiego roku, na początku marca dopadła mnie, po raz pierwszy w życiu depresja i próbowała zaszczuć mnie własnym strachem, wytrząść wolę życia a gdy to nie pomagało wieczorami topiła we łzach. Pozwalała zasnąć wieczorem, by chwilę później obudzić mnie łomotem własnego serca i kazać się trząść ze strachu do rana. Produkując wizję katastrof i sycząc spod łózka historię o nieudanym życiu. W ciągu dnia, prowadziła mnie na smyczy lęku i nie opuszczała do wieczora. Zawzięłam się, rano stałam na maminym posterunku, z grzankami, kakaem i opowieściami o tym, co będziemy robić po szkole. Potem jechałam na budowę, przerażona, przerażającym samochodem. I tak toczył się dzień za dniem. nadszedł koniec roku szkolnego i powrót do Polski. Zaczęłam szukać gospodarstwa, właściwie to zaczęłam zdalnie, jeszcze będąc w Hiszpanii. Dwa lata później znalazłam.
Gospodarstwo na końcu wsi, stary młyn i tartak zarazem, z dużym, całkowicie zarośniętym trzcinami stawem. Otoczone swoimi polami, wokół lasy. Czy to właściwa drabina? Nie wiem. Ale wspinam się. Czasem, wysoko widać lazurowe niebo : ).

czwartek, 27 kwietnia 2017

Powrót do nałogu

          Kto śledzi moje przygody to wie, że ostatnio bawiłam chwilę w Hiszpanii. Można o tym poczytać:http://widokzdachu.blogspot.com/. Ale kto normalny dłużej to wytrzyma? Słońce przez 320 dni w roku, owoce morza za grosze, słodkie pomidory przez cały rok, wino za niewiele ponad 1 E, które nie tylko da się wypić, ale jest dużo lepsze niż to co mogę w Ojczyźnie kupić, za nieporównywalnie więcej pieniędzy. Pół roku kąpieli w morzu. I te piekielne palmy na dodatek, cały rok takie same ...

 Ale zacisnęłam zęby i skończyłam remont domu mimo tak niesprzyjającej atmosfery.
I po chwili mieszkania w grodzie Kraka, w cieniu zamku na W, udawania przykładnej gospodyni domowej, znowu wpadłam w nałóg. Bo konie to nałóg, jak każdy inny.
Zaczęło się od Małopolski, poprzez Włochy, a skończyło na Dolnym Śląsku. Szukałam gospodarstwa. I znalazłam. Zaczynam znowu. Od demolki oczywiście : )))
I kilka migawek z Nowego Świata.
Łąki:
Las:

 Drzemka w słońcu:
 Będę pisać, obiecuję a Wy dodawajcie mi sił : )

Warto wstać wcześniej

Żeby zobaczyć słońce, gramolące się zza drzew ... , żeby zobaczyć księżyc, łypiący coraz bladziej ... Żeby zobaczyć, co u kon...